• kurs_hiszpanskiego01.jpg
  • kurs_hiszpanskiego02.jpg
  • kurs_hiszpanskiego03.jpg
  • kurs_hiszpanskiego04.jpg
  • kurs_hiszpanskiego05.jpg
  • kurs_hiszpanskiego06.jpg
  • kurs_hiszpanskiego07
  • kurs_hiszpanskiego08
  • kurs_hiszpanskiego14
  • kurs_hiszpanskiego15
  • kurs_hiszpanskiego16
  • kurs_hiszpanskiego18
  • kurs_hiszpanskiego22
  • kurs_hiszpanskiego26
  • kurs_hiszpanskiego27
  • kurs_hiszpanskiego28
  • kurs_hiszpanskiego29
  • kurs_hiszpanskiego30
  • kurs_hiszpanskiego33
  • kurs_hiszpanskiego34
  • kurs_hiszpanskiego36
  • kurs_hiszpanskiego38
  • kurs_hiszpanskiego39
  • kurs_hiszpanskiego40
  • kurs_hiszpanskiego45
  • kurs_hiszpanskiego46
  • kurs_hiszpanskiego47
  • kurs_hiszpanskiego48
  • kurs_hiszpanskiego50

Nasza szkoła bierze udział w projekcie „Mobilność kadry edukacji szkolnej” typu job shadowing w latach 2014-2016.

Zobacz album w wersji elektronicznej

JOB SHADOWING IN ACTION – wspomnienia i przemyślenia własne

Wszystko zaczęło się ponad rok temu, kiedy to pierwszy raz w naszej szkole padły słowa:       „e-twinning”, „Erazmus”, „projekt”, „mobilność” i… Hiszpania. Początkowo nie przywiązywałam do tego większej wagi, niezbyt się orientowałam, o co w tym wszystkim chodzi. Chociaż lubię nowości, chętnie podejmuję nowe działania i wyzwania, do tej pory nie interesowałam się e-twinningiem z prostej przyczyny; niewielkich umiejętności językowych. Doskonale czuję się z językiem polskim, natomiast bardzo niewielkie umiejętności z języka rosyjskiego i niemieckiego, jeszcze mniejsze z francuskiego i angielskiego, nie pozwoliłyby mi na swobodne porozumiewanie się i wymianę doświadczeń z nauczycielami innych krajów. Toteż od e-twinningu trzymałam się z daleka.

  • kurs_hiszpanskiego01.jpg
  • kurs_hiszpanskiego02.jpg
  • kurs_hiszpanskiego03.jpg
  • kurs_hiszpanskiego04.jpg
  • kurs_hiszpanskiego05.jpg
  • kurs_hiszpanskiego06.jpg
  • kurs_hiszpanskiego07
  • kurs_hiszpanskiego08
  • kurs_hiszpanskiego14
  • kurs_hiszpanskiego15
  • kurs_hiszpanskiego16
  • kurs_hiszpanskiego18
  • kurs_hiszpanskiego22
  • kurs_hiszpanskiego26
  • kurs_hiszpanskiego27
  • kurs_hiszpanskiego28
  • kurs_hiszpanskiego29
  • kurs_hiszpanskiego30
  • kurs_hiszpanskiego33
  • kurs_hiszpanskiego34
  • kurs_hiszpanskiego36
  • kurs_hiszpanskiego38
  • kurs_hiszpanskiego39
  • kurs_hiszpanskiego40
  • kurs_hiszpanskiego45
  • kurs_hiszpanskiego46
  • kurs_hiszpanskiego47
  • kurs_hiszpanskiego48
  • kurs_hiszpanskiego50

Nasza szkoła bierze udział w projekcie „Mobilność kadry edukacji szkolnej” typu job shadowing w latach 2014-2016.

Zobacz album w wersji elektronicznej

JOB SHADOWING IN ACTION – wspomnienia i przemyślenia własne

Wszystko zaczęło się ponad rok temu, kiedy to pierwszy raz w naszej szkole padły słowa:       „e-twinning”, „Erazmus”, „projekt”, „mobilność” i… Hiszpania. Początkowo nie przywiązywałam do tego większej wagi, niezbyt się orientowałam, o co w tym wszystkim chodzi. Chociaż lubię nowości, chętnie podejmuję nowe działania i wyzwania, do tej pory nie interesowałam się e-twinningiem z prostej przyczyny; niewielkich umiejętności językowych. Doskonale czuję się z językiem polskim, natomiast bardzo niewielkie umiejętności z języka rosyjskiego i niemieckiego, jeszcze mniejsze z francuskiego i angielskiego, nie pozwoliłyby mi na swobodne porozumiewanie się i wymianę doświadczeń z nauczycielami innych krajów. Toteż od e-twinningu trzymałam się z daleka.

Od kogo się zaczęło.

Prekursorem e-twinningu w naszej szkole jest Joanna Bożętka pełniąca funkcję zastępcy dyrektora szkoły. Chcąc oswoić nas z projektami zaangażowała nas do realizacji zadań do kilku mniejszych projektów: Album of Spring our Country, Easter and Sprong Fun, eTwinEaster Fun, Let’s celebra te carnival, Love Day. Gromadziłam i przekazywałam zdjęcia, nagrywałam krótkie filmy, dokumentowałam zajęcia tematycznie związane z w/w projektami.

Przygotowania

JOB SHADOWING IN ACTION – projekt, który poruszył wszystkich. Pomimo wielu wątpliwości, wynikających przede wszystkim z niewiedzy, chcieliśmy się wykazać i w nim uczestniczyć. Czułam się wyróżniona, że mogłam wziąć udział w tym projekcie, chociaż nadal towarzyszyło temu wiele obaw. Przygotowania trwały. Rejestracja na e-twinningu, pierwsze kroki na platformie Twin Space.  W bardzo dużym stopniu pomogły mi w tym internetowe szkolenia: „Tydzień z  e-twinningiem”, „Tydzień z TwinSpace”, a także indywidualne wskazówki bardziej doświadczonej koleżanki  Joanny. Stopniowo coraz śmielej zaczęłam dodawać materiały na naszej projektowej platformie etwinningowej, dokumentując działalność swoją jako nauczyciela oraz działalność szkoły; uroczystości, imprezy, zajęcia tematyczne itp. Jednak cały czas miałam świadomość, iż nie to jest zasadniczym punktem projektu. Realizowany w ramach Erazmusa  Plus program mobilności kadry miał na celu wyjazd przedstawicieli szkoły w celu obserwacji działalności innej, europejskiej placówki oświatowej, organizacji jej pracy  oraz metod nauczania. Wraz z koleżankami i kolegami ze szkoły przygotowywaliśmy się do wyjazdu do Hiszpanii do niewielkiej miejscowości Prats de Lluçanès. Nawiązaliśmy wspołpracę ze szkołą częściowo państwową, częściową prowadzoną przez katolickie stowarzyszenie Fedac Prats.
Bardzo ważnym punktem przygotowań do mobilności był kurs językowy, w którym uczestniczyliśmy od września 2015r. Z zapałem i dużym zaangażowaniem przystąpiliśmy do nauki języka hiszpańskiego pod wprawnym okiem Bartłomieja Otorowskiego. Słówka, ćwiczenia gramatyczne, proste konwersacje. Wszystko po to, by w miarę możliwości umieć powiedzieć coś o sobie, swojej pracy, zainteresowaniach, ale także wymienić się spostrzeżeniami z partnerami z Escola Fedac Prats.
Stopniowo nawiązywaliśmy współpracę z nauczycielami – partnerami projektu. Wymieniałam informacje z Marią Teresą Comellas, która jest wychowawczynią klasy pierwszej. Uczą się w niej dzieci 6 – 7 letnie. Wymieniałyśmy wiadomości o dzieciach, swojej pracy, przesyłałyśmy zdjęcia. To pozwoliło nam poznać się wirtualnie i sprawiło, że z niecierpliwością oczekiwałyśmy realnego spotkania.
Kolejnym punktem przygotowań było opracowanie scenariuszy zajęć, które planowaliśmy poprowadzić z dziećmi w Prats de Lluçanès. Pomysłów było wiele, jednak istotne było dla nas, by zajęcia można było poprowadzić bez względu na stopień umiejętności językowych. Przede wszystkim były to pomysły na zabawy ruchowe, muzyczne, zajęcia plastyczno – techniczne, komputerowe i matematyczne. Każdy poszukiwał czegoś ściśle związanego z jego pracą, umiejętnościami, ale też i upodobaniami. W zanadrzu miałam kilka pomysłów na zajęcia językowe: wykreślankę, krzyżówkę i zadania z hasłem. Te ilustrowane zadania miały na celu zapoznanie uczniów z polskimi słowami: nazwami zwierząt, części ciała, warzyw i owoców. Z pomocą naszego lektora Bartka przetłumaczyłam na język hiszpański kilka zabaw muzyczno – ruchowych i prostych piosenek, by dzieci poznały ich treść w obu językach. Dodatkowo propozycje składanek origami, przy których najważniejsza jest demonstracja kolejnych etapów wykonania, a mniej istotna instrukcja słowna.

Wyjazd

Wyjazd zbliżał się wielkimi krokami. Jeszcze tylko przestudiowanie mapy i informacji o miejscu, do którego się wybieramy. Strona internetowa Prats de Lluçanès przybliżyła mi wiadomości o tej miejscowości i okolicy. Zdjęcia częściowo sprawiły, że już wiedziałam, czego oczekiwać.

Tak przygotowana mogłam ruszyć w podróż. Jeszcze tylko rozsądne spakowanie walizki, z czym nie ukrywam, miałam duży problem. Co zabrać, by być przygotowaną na każdą pogodę? Wiosna w Barcelonie i dużo ostrzejsze powietrze w Prats, leżącym już u podnóża Pirenejów. Koniecznie musiały się zmieścić słodycze, a także baloniki i naklejki dla dzieci. No i w końcu udało się.

sobota 13.02.2016
Przed szkołą duży ruch. Wyjeżdżający i odprowadzający, mnóstwo walizek, walizeczek, toreb, torebeczek. Daliśmy radę się spakować i w doskonałych nastrojach ruszyliśmy busem w drogę na lotnisko w krakowskich Balicach. Bezproblemowo przeszliśmy odprawę i unieśliśmy się w chmury, by w sensie dosłownym i w przenośni „bujać w obłokach”. Mieszały się nastroje ekscytacji z niepewnością i lękiem; „jak to będzie?”. „co nas czeka?”. Nadrabialiśmy miną i dzieliliśmy się swoimi obawami. Z samolotu wysiadłam w lekkim oszołomieniu i niewielkimi zawrotami głowy, ale gotowa na nowe wydarzenia i wyzwania.
Powitał nas ciepły wieczór, więc czym prędzej rozbieraliśmy kurtki. Z Girony autobusem przyjechaliśmy do Barcelony. Z dworca już pieszo udaliśmy się do hostelu. Biegochodem podążaliśmy za długonogim Bartkiem, a od hostelu nieustannie dzieliło nas „trzy i pół uliczki”. W końcu przywitał nas Martinval Hostal.  Miejsce, w którym nie spędziliśmy zbyt wiele czasu, gdyż każdą cenną minutę wykorzystywaliśmy na zwiedzenie pięknej Barcelony.


niedziela – poniedziałek 14 – 15.02.2016
W niedzielę wycieczka  zorganizowana. W dwóch grupach, ze względu na miejsca w autobusie. Wycieczkowym autobusem z otwartym dachem podziwialiśmy okazałe kamienice, dostojne zabytki, ciekawe i warte zobaczenia uliczki i parki. Niesamowite wrażenie wywarła na nas Sagrada Familia – Świątynia Pokutna Świętej Rodziny. Wprawdzie mieliśmy okazję podziwiać ją tylko od zewnątrz, ale bez wątpienia było warto. Być może jeszcze kiedyś tam wrócimy, by zwiedzić jej wnętrze. Dużą przyjemność sprawił nam spacer po Parku Güell. Ten piękny ogród pełen egzotycznej roślinności, z ciekawymi  elementami architektonicznymi, został zaprojektowany przez  katalońskiego architekta Antonio Gaudiego na życzenie jego przyjaciela Eusebio Güella. E. Güell sfinansował to wielkie przedsięwzięcie. Charakterystyczna cechą budowli Gaudiego jest kolorowa, szklana mozaika, która przyciąga uwagę turystów i sprawia, że każdy chce mieć na pamiątkę mozaikowego smoka lub jaszczurkę. Spacerując po Barcelonie podziwialiśmy interesującą architekturę, niezwykłe kamieniczki z pięknymi, ukwieconymi balkonami. Żadna z nich nie była podobna do kolejnej.

poniedziałek 15.02.2016
Półtora dnia w Barcelonie przeleciało bardzo szybko. Jednak mieliśmy świadomość, że jeszcze tu wrócimy. Przecież tyle pięknych miejsc mieliśmy jeszcze do zobaczenia. W poniedziałek o godzinie 14.30 udaliśmy się w drogę do naszego miejsca docelowego - Prats de Lluçanès. Jadąc, podziwialiśmy piękno krajobrazu. Wokół wiosna, kwitnące drzewa, kwiaty, a w tle majestatyczne Pireneje z ośnieżonymi szczytami.
Prats de Lluçanès zaskoczyło nas wąskimi, malowniczymi uliczkami. Dzielny kierowca dał radę je pokonać, by dowieźć nas bezpośrednio do miejsc noclegowych. Zakwaterowani byliśmy w dwóch miejscach. Jedna grupa zamieszkała w Cal Music, a druga w Hotelecie. Zostaliśmy ciepło przywitani przez właścicieli tychże miejsc. Wraz z moimi koleżankami i nauczycielem hiszpańskiego Bartkiem, zostaliśmy zakwaterowani w Hotelecie. Już po chwili pojawili się w nim nasi partnerzy, sprawiając nam tym samym dużą niespodziankę. Powitaniom, uściskom nie było końca. Aż dziw bierze, że nie widzieliśmy ich jeszcze na oczy, a jakże serdeczne było nasze przywitanie. Wspólnie udaliśmy się do szkoły. Budynek Escola Fedac Prats był nam już znany ze zdjęć, więc rozpoznaliśmy go bez trudu. Obejrzeliśmy część pomieszczeń; sale przedszkolne, klasy szkolne, pokój nauczycielski, stołówkę. W tym ostatnim pomieszczeniu czekał na nas poczęstunek; tradycyjne hiszpańskie ciasto „coca” i symboliczna lampka szampana. Wymieniliśmy pierwsze uwagi z naszymi partnerami.  Trochę byliśmy zaskoczeni, że nasze umiejętności językowe nie do końca będą wykorzystane. Język kataloński w znacznej mierze różni się od hiszpańskiego i nie wszyscy dorośli, a przede wszystkim dzieci, znają hiszpański. Jednak wkrótce okazało się, że nie jest to aż taki problem. Mowa ciała, gesty, rysunki… Pomoc Bartka i koleżanek znających język angielski. I chociaż bariera językowa istniała cały czas, jednak pozytywne nastawienie obu stron skutecznie pozwalało ją przełamać. I wszechobecny uśmiech na twarzach wszystkich łamał wszelki lód. Nasze obawy topniały.
Ten dzień zakończył się uroczystą kolacją w naszym gronie w restauracji Cal Baumer. Poznaliśmy przyjaźnie nastawionego Rajmunda i jego rodzinę – właścicieli Cal Baumer i Cal Music.  Z ogromnym apetytem jedliśmy przygotowane przez nich smakołyki. Dzieliliśmy się pierwszymi wrażeniami i spostrzeżeniami.

wtorek 16.02.1016
We wtorek przed godziną 9-tą spotkaliśmy się przed szkołą. Zaskoczyło nas to, że dzieci same przekraczają bramę szkoły, rodzice pozostają na zewnątrz ogrodzenia. Uczniowie czekają na swoich nauczycieli na boisku szkolnym. Gdy o godzinie 9-tej ze szkoły wychodzą nauczyciele, uczniowie ustawiają się parami i wszyscy razem wchodzą do środka, rozchodzą się do poszczególnych klas. Do szkoły wchodzą jedynie rodzice najmłodszych 3-4 letnich dzieci, przyprowadzanych do grupy przedszkolnej. Pięciolatki już idą same. Sygnałem rozpoczynających się zajęć jest nauczyciel, nie dzwonek. To nauczyciel kontroluje czas, wyprowadza dzieci na przerwę i przyprowadza z  powrotem na zajęcia. Zarówno uczniowie, jak i nauczyciele mają ujednolicony strój, zależnie do sytuacji. Na co dzień fartuszki, podczas uroczystości odświętne tuniki i czapeczki lub dresy. Ten fakt nie był już dla nas tak zaskakujący, gdyż widzieliśmy to na ich prezentacjach, zdjęciach i stronie internetowej.
Uczniowie i nauczyciele powitali nas krótkim przemówieniem oraz tradycyjnym katalońskim tańcem integracyjnym, do którego zostaliśmy zaproszeni. Przyjazne nastawienie, uśmiechy i ciepła atmosfera sprawiła, że poczuliśmy się swobodnie i dobrze. A więc… pełna mobilizacja i chęć do działania!
Pierwszymi zajęciami, jakie mieliśmy możliwość oglądać, była aktywność na powitanie dnia dzieci w przedszkolu. Na tablicy multimedialnej były wyświetlane muzyczne zabawy ruchowe; zadaniem dzieci było naśladowanie ruchów postaci np. teletubisiów. Ta mini gimnastyka wypełniała czas oczekiwania, aż zejdą się wszystkie dzieci.
Zostaliśmy zaproszeni do sali komputerowej, w której mieliśmy możliwość rozmowy i wymiany informacji z kadrą kierowniczą i reprezentantami grona pedagogicznego. Dowiedzieliśmy się, że jako szkoła uczestniczą w bardzo wielu projektach, które wspomagają program nauczania, ale też pozwalają pozyskać środki na multimedialne wyposażenie placówki. W prawie każdej sali znajduje się tablica multimedialna i projektor, nauczyciele mają do dyspozycji laptopy, a dzieci tablety lub netbooki. Podobnie jak i my, mają program nauczania, ale zawiera on tylko ogólne wytyczne. Nauczyciel decyduje o szczegółach; treściach i metodach nauczania. Kładą dużo mniejszy nacisk na podręczniki, podstawą jest aktywność dziecka, czyli nauka przez działanie, doświadczanie.  Bez wątpienia to wszystko polega na prawdzie, gdyż  przecież jeszcze przed wyjazdem na bieżąco obserwowaliśmy zdjęcia dodawane na ich stronie internetowej oraz fanpage facebooka, gdzie widać przede wszystkim działalność dziecka. Uczniowie nie mają zadań domowych, ale wynika to z organizacji pracy szkoły i czasu, w jakim przebywają w niej uczniowie. Uczestniczą oni w zajęciach w godzinach 9.00 – 13.00 i 15.00 – 17.00. W przerwie (tzw. sjesta) część uczniów wraca do domu, część korzysta z obiadów w szkole i zajęć opiekuńczych. Informacje, który uzyskaliśmy podczas spotkania pozwoliły nam już częściowo poznać specyfikę pracy szkoły. Ze spotkania powstał krótki reportaż emitowany w telewizji katalońskiej.
Później podzieliliśmy się na grupy, obserwowaliśmy zajęcia i lekcje prowadzone przez różnych nauczycieli, uczestniczyliśmy we wspólnych zabawach w klasach i na boisku. Uczyliśmy dzieci znanych polskich zabaw, a także polskich słów.
Po południu zostaliśmy oficjalnie przywitani przez władze Prats de Lluçanès. Na spotkanie przyjechał też główny dyrektor sieci szkół Fedac Prats, który z dumą mówił o przedsięwzięciu, jakim jest nasz wspólny projekt i serdecznie przywitał nas w Katalonii. Głos zabrała również dyrektor Escola Fedac Prats - Ramona Costa Vall, koordynator projektu ze strony hiszpańskiej - Maria Carme Pellicer, Joanna Bożętka – koordynator projektu ze Szkoły Podstawowej nr 6 w Zabrzu oraz burmistrz Prats de Lluçanès. Następnie obejrzeliśmy specjalnie dla nas przygotowane występy taneczne lokalnego zespołu ludowego oraz szóstoklasistów. Poznaliśmy też patronów miejscowości, którymi są Vicenç          i l' Agata. Nie obyło się bez degustacji regionalnego ciasta „coca” i kiełbasy „fuet”.
Dzień zakończyliśmy spotkaniem w naszym gronie i pyszną kolacją. Dzieliliśmy się wrażeniami, porównywaliśmy szkolnictwo w Polsce i w Hiszpanii, a przede wszystkim cieszyliśmy się swoim towarzystwem i miło spędzaliśmy czas. W szkole nie mamy czasu, żeby tak swobodnie rozmawiać ze sobą bez ograniczenia czasowego.

środa 17.02.2016
Pomimo troszeczkę zarwanej nocy (dyskusjom oczywiście nie było końca) wstaliśmy pełni entuzjazmu i gotowi do działania. Punktualnie o godzinie 9-tej wstawiliśmy się w szkole. Zostaliśmy zaproszeni na zajęcia do szóstoklasistów. Mieliśmy możliwość obejrzeć prezentacje uczniów opracowywane na potrzeby projektu Mostra Petxa Kutxa d'Osona. Istotny jest fakt, iż uczniowie samodzielnie zbierali i opracowywali materiały, przygotowywali prezentacje oraz wypowiedzi – komentarze do poszczególnych slajdów. Nauczyciel pełnił tylko rolę inspiratora. Szóstoklasiści swobodnie, bez stresu wypowiadali swoje kwestie. W klasie był uczeń z deficytami rozwojowymi, uczestniczył w zajęciach razem z innymi. Jego wypowiedź była krótsza, w trakcie tej wypowiedzi z własnej inicjatywy pomagali mu koledzy i koleżanki z klasy. Z relacji nauczycielki wynika, iż chłopiec część zajęć ma indywidualnych, dostosowanych do swoich potrzeb i możliwości, ale uczestniczy też w zajęciach razem z klasą, by nie czuł się odrzucony.
Po zajęciach z szóstoklasistami chwila przerwy i… balonowe szaleństwo. Z pomocą koleżanek, które z zapałem pompowały balony skręciłam kilkadziesiąt piesków i mieczy, które dostały od nas najmłodsze dzieci: przedszkolaki, pierwszo- i drugoklasiści. Radości nie było końca.
Następnie podzieliliśmy się na grupy i uczestniczyliśmy w zajęciach dydaktycznych. Część osób wybrała się na zajęcia wychowania fizycznego w hali sportowej, inni obserwowali i współprowadzili lekcje matematyki, informatyki, plastyki i muzyki. Razem z Agnieszką zostałyśmy zaproszone na zajęcia do klasy drugiej. Wraz z dziećmi wyklejałyśmy smoka – jaszczurkę mozaiką z papieru kolorowego techniką Gaudiego. Później dołączyły do nas Ola i Agata, obserwowałyśmy lekcję języka angielskiego prowadzoną przez Marię Carme Pellicer. Były to zajęcia z e-podręcznikiem, dzieci  odpowiadały na pytania, rozwiązywały zagadki. Mówiły o sobie w języku angielskim; przedstawiały się i podawały swój ulubiony kolor. Nikt nikomu nie przerywał, nie wchodził w słowo. W utrzymaniu porządku i kolejności wypowiedzi pomógł symboliczny zabawkowy mikrofon, do którego dzieci mówiły. Prawo głosu miało tylko to dziecko, które miało go w ręce. Tak prosty, a tak efektywny sposób.
Po popołudniowej sjeście i przerwie obiadowej kontynuacja obserwacji i wspólnej aktywności. Wraz z pierwszoklasistami i Marią Teresą Comellas malowaliśmy kolejnego smoka – jaszczurkę. Przed przystąpieniem do zadania dzieci poznały technikę i zabytki Gaudiego, prezentowały inne swoje prace wykonane już wcześniej tą techniką (słońca). Następnie rękami malowały  sylwetkę zwierzęcia wykonaną z masy papierowej. Na zakończenie zajęć wspólna zabawa i piosenka. Czas naglił. Przedszkolaki już wróciły z zakupów i czekały na nas, by przygotować smaczną hiszpańską przekąskę; kawałki bagietki smarowanej pomidorem i oliwą, do tego ser i kiełbasa fuet. Na uwagę zasługuje fakt, iż dzieci 3-5 letnie samodzielnie kroiły pomidory używając normalnego noża. Podczas zajęć mieliśmy okazję porozglądać się po przedszkolnych salach, pooglądać pomoce dydaktyczne, porozmawiać z wychowawczyniami. I tu kolejne zaskakujące wiadomości. Dzieci zaczynają naukę pisania już w wieku 3 lat. Zaczynają od cyfr, stopniowo przechodzą do liter. Początkowo piszą po śladzie literami drukowanymi, potem odwzorowują. Widzieliśmy listy zakupów napisane właśnie przez dzieci 3 – 4 letnie!  
Po tak pysznej i sytej przekąsce nadszedł czas na spacer we własnym gronie, poznanie miasteczka, a także drobne zakupy. Wieczorem wspólna kolacja w gościnnym salonie Cal Music i miłym towarzystwie kolegów i koleżanek z pracy.

czwartek 18.02.2016
Ten dzień spędziliśmy z czwarto i piątoklasistami na wycieczce po Prats de Lluçanès. Uczniowie sami przygotowali informacje o najciekawszych miejscach i zabytkach. Dzięki Bartkowi, który nam tłumaczył wypowiedzi uczniów, poznaliśmy historię i ciekawostki związane z miejscowością. Podziwialiśmy piękne krajobrazy roztaczające się ze wzgórza. Wróciliśmy pełni wrażeń i z mnóstwem pięknych zdjęć. Po powrocie do szkoły jeszcze zostało nam trochę czasu na zabawy z dziećmi. Już przestaliśmy być anonimowi, dzieci wołały nas zwracając się po imieniu. Przybijały „piątki” i zapraszały do wspólnych zabaw i gry w piłkę. A my coraz bardziej przyzwyczajaliśmy się nich. Ich promienne uśmiechy wywoływały uśmiech na naszych twarzach.
Po południu to my prowadziliśmy zajęcia dla uczniów Escola Fedac Prats. Prezentowaliśmy przygotowane materiały ukazujące nasz kraj, tradycje, charakterystyczne potrawy i sławnych Polaków. Bawiliśmy się przy akompaniamencie gitary i nauczyliśmy polskiej piosenki z gestykulacją. Wszyscy bawili się doskonale, zarówno maluchy, jak i starsi uczniowie z żalem opuszczali salę. A my bawiliśmy się równie dobrze!

piątek 19.02.2016
Nadszedł dzień, w którym całkowicie przejęliśmy pałeczkę od nauczycieli i to my prowadziliśmy zajęcia. Oczywiście w ich obecności i przy ich wsparciu stosownie do potrzeb.  Wraz z Iwonką udałyśmy się do klasy pierwszej. Rozpoczęłyśmy od przywitania po hiszpańsku i polsku, nauki dzieci prostych słów. Następnie krótka lekcja polskiego. Zadaniem dzieci było odnalezienie w wykreślance polskich wyrazów; nazw zwierząt. Zadanie sprawiło dzieciom dużo radości, doskonale bawiły się czytając polskie wyrazy. W przerwie zaproponowałyśmy zabawę ruchową z pokazywaniem, używając nazw części ciała w języku polskim i hiszpańskim. Dzieci zrewanżowały się i pokazały nam swoją wersję podobnej zabawy. Następnie poprowadziłyśmy zajęcia plastyczno – techniczne, podczas których dzieci wykonały rybki z papieru kolorowego do zabaw zręcznościowych (podrzucanie i łapanie drobnych elementów). Znalazł się jeszcze czas na piosenkę z akompaniamentem gitary. W podziękowaniu za miłą współpracę i dobre zachowanie dzieci otrzymały od nas piankowe naklejki w kształcie zwierzątek. Nauczycielkom zostawiłyśmy inne materiały do wykorzystania w kolejnych dniach, nauczyłyśmy, jak zrobić z papieru „gadającą” żabę. Był to bardzo miło spędzony czas. Na co zwróciłyśmy uwagę w klasie? Dzieci siedzą w ławkach na stałe połączonych z krzesełkami. Uniemożliwia to „szuranie” krzesłami, huśtanie się, z którym u nas trudno sobie poradzić. Przybory szkolne trzymają w półeczkach znajdujących się pod blatem ławki. Na ławce znajdują się tylko przedmioty potrzebne w danej chwili. Dzieci same dbają o porządek, chowają przedmioty, które w danej chwili nie są przydatne. Poza tym to takie same dzieci jak nasze; beztroskie, radosne, rozbrykane, wykorzystujące każdy moment, żeby porozmawiać, czy wstać z ławki. Natomiast jest ich w klasie znacznie mniej, a w klasie oprócz wychowawcy jest jeszcze nauczyciel wspomagający.
Wszystko co dobre, kiedyś się kończy, tak więc nadszedł czas pożegnania. Moment wzruszający i smutny. Aż wierzyć się nie chce, że spędziliśmy z nimi w szkole zaledwie 4 dni. Dni pełne radosnych wydarzeń i nowych doświadczeń. Podczas tego piątkowego popołudnia na szkolnym boisku zgromadzili się nie tylko uczniowie i nauczyciele, ale także rodzice i dziadkowie. Występy artystyczne dzieci, śpiew chóru, tańce wszystkich pokoleń. Na koniec wymiana drobnych upominków, pamiątkowe zdjęcia i łzy na pożegnanie. Tym razem opuszczaliśmy szkołę ze zwieszonymi głowami, uczuciem żalu za czymś, co się kończy. Nazajutrz mieliśmy się jeszcze spotkać z nauczycielami, ale dzieci nie było nam już dane zobaczyć.

sobota 20.02.2016
W tym dniu zostaliśmy zaproszeni przez nauczycieli do Vic, miasteczka uniwersyteckiego, z tradycjami i pięknymi zabytkami, a przede wszystkim kolebki szkolnictwa Fedac Prats. Zwiedziliśmy muzeum i szkołę tego stowarzyszenia. Następnie krótki spacer po mieście i czas na zakup pamiątek. Po powrocie do Prats de Lluçanès pożegnalny obiad w Cal Baumer. Ostatnie rozmowy, pamiątkowe zdjęcia, uściski i łzy wzruszenia. Czy jeszcze kiedyś się spotkamy?
Pełni refleksji, wyciszeni i zadumani pakujemy walizki. Jeszcze przed nami ostatnie wspólne spotkanie w salonie Cal Music. Oczywiście już tylko we własnym gronie. Jednak bez wątpienia dobrze się czujemy i bawimy w swoim towarzystwie. Tego też będzie nam brakowało.

niedziela 21.02.2016
Ostatnie wspólne śniadanie w gościnnym Cal Baumer i pożegnanie z Rajmundem i jego rodziną. Każdy z nas otrzymał w upominku słoiczek własnoręcznie przez nich przygotowanych oliwek, które to były smakołykiem podawanym na przystawkę do obiadu i każdego śniadania.
Wykorzystujemy wolną chwilę i idziemy na ostatni spacer. Wchodzimy na pobliskie Hoteletu wzgórze, oglądamy maleńki, zabytkowy kościółek, podziwiamy widok na miasteczko i góry. Uwieczniamy to na zdjęciach. Wracamy do Hoteletu, żegnamy się z Jordim – jego właścicielem. Wracamy do Barcelony.
Po zakwaterowaniu w Blue Hostel ruszamy na kontynuację zwiedzania. Agatka z mapą w ręku opracowuje trasę na niedzielę i poniedziałek. Wraz z Olą studiuję mapę metra, więc bez zastanowienia podążamy za nimi. To dzięki ich dobrej organizacji tyle dałyśmy radę zobaczyć.  Spacerując po porcie robimy sobie zdjęcia pod palmami. Potem ruszamy na Ramblę. Rzędy kolorowych straganów przepełnionych gadżetami i pamiątkami przypominają zakopiańskie Krupówki, jednak wystarczy skręcić w jedną lub drugą przecznicę, by móc podziwiać piękne zabytki Barcelony. Kierujemy się Plac Kataloński, następnie pod Łuk Triumfalny. Spacer po Parc de la Ciutadella już o zmroku. Zaglądamy na stary zabytkowy dworzec, podziwiamy wykopaliska. Dalej podążamy malowniczymi uliczkami zaglądając do sklepików z pamiątkami. Targujemy się ze sprzedawcami, którzy jakby na to czekają. Specjalnie zawyżone ceny na naklejkach w rezultacie końcowym mogą być niższe nawet o połowę. Wieczór kończymy kolacją w niewielkim, przytulnym barze.

poniedziałek 22.02.2016
Pomimo tego, że nie poszłyśmy spać zbyt wcześnie, rano zrywamy się o świcie, by w pełni wykorzystać ten dzień. Kawa i ciepła bagietka w barze naprzeciwko i ruszamy w miasto. Plan na ten dzień ambitny. Zaczynamy od portu i Kolumny Kolumba, jednak rezygnujemy z wjazdu ze względu na zamglenie i słabą widoczność. Spróbujemy nazajutrz. Podążamy w kierunku przystanku autobusowego, skąd wjeżdżamy na Wzgórze Montjuïc. Niestety, ze względu na strajki kolejka linowa jest nieczynna. Podjeżdżamy kolejnym autobusem. Podziwiamy widoki, oglądamy Castel de Montjuïc i spacerkiem schodzimy ze wzgórza kierując się na Stadion Olimpijski. Uwieczniamy na zdjęciach jego okazałą budowlę wraz z fontanną i zniczem. Podziwiamy budynek Muzeum Katalonii, schodzimy wzdłuż nieaktywnych aktualnie fontann multimedialnych. Zaglądamy do Areny. Dawne miejsce walk torreadorów z bykami obecnie jest galerią handlową. Kolejny punkt naszej eskapady – Sagrada Familia. Tym razem z bliska, nie z okien autobusu, podziwiamy jej ogrom i piękno. Następnie metrem, kolejką szynową i autobusem wjeżdżamy na Tibidabo. Wesołe Miasteczko pozostaje w uśpieniu, widok lekko zamglony, ale i tak było warto. Nad nami góruje postać Jezusa z bazyliki Sagrat Cor. Robi na nas ogromne wrażenie. Stamtąd ruszamy na Stadion Narodowy FC Barcelona Camp Nou. Miejsce kultowe,  więc trzeba było zajrzeć koniecznie. Zmęczenie daje się we znaki, zwalniamy tempa. Spacerkiem udajemy się w drogę do Hostelu. Tam tylko przebieramy się i idziemy na pyszną kolację do restauracji w porcie. Pomimo późnej pory siedzimy w ogródku, gdyż grzeją nas szklane pochodnie i pyszna sangria z owocami.

wtorek 23.02.2016
To już nasz ostatni dzień w Barcelonie i Hiszpanii. Z samego rana biegniemy na szybką kawę i śniadanie, a potem pod Kolumnę Krzysztofa Kolumba. Dzień słoneczny, dobra widoczność. Wjeżdżamy na górę ciesząc się pięknymi widokami. Następnie ostatni spacer La Ramblą. Zaglądamy na targ, podziwiając pięknie wyeksponowane owoce, słodycze, wędliny, ryby. Niestety, czas nagli. Czas wracać do Hostelu, by zdać pokoje i zabrać bagaże. Przemieszczamy się w okolice dworca. Mamy jeszcze trochę czasu, więc korzystając ze słońca wystawiamy twarze, by nacieszyć się ciepłem. Niektórzy zaliczają jeszcze szybki spacer po okolicy. Autobusem jedziemy na lotnisko do Girony. Dość wcześnie, ale obawiamy się nieoczekiwanych skutków strajku barcelońskiej komunikacji. A samolot nie będzie czekać. Przed nami kilka godzin oczekiwania na odprawę. Początkowo trochę nerwowo ważymy walizki przerzucając części garderoby do walizek współtowarzyszy podróży, którzy rozsądniej robili zakupy. Uff… Udało się, bagaże ważą w normie. Możemy czekać dalej. A czasu nadal sporo.  Umilamy go rozmowami, wspomnieniami i żartami. W końcu doczekaliśmy się odprawy. Jeszcze ostatnie mini zakupy w strefie wolnocłowej i wsiadamy na pokład samolotu. Podróż swoimi żartami umila nam przesympatyczny steward. Kraków wita nas przenikliwym chłodem i deszczem ze śniegiem. Szczęśliwi Ci, którzy mają czapki i szaliki. Na szczęście bus już na nas czeka. O godzinie 1 –szej już 24 lutego nasza przygoda dobiega końca. Z rozrzewnieniem żegnamy się, chociaż przecież za parę dni spotkamy się znowu w szkole. Jednak te kilka dni pozwoliło nam zbliżyć się do siebie, poznać się z innej strony. W szkole nie byłoby to możliwe. Szkoda tylko, że razem z nami nie mogli być wszyscy.